rasy psów, które będą pilnować domu
28 marca 2019, 11:20
Kożuch do kwiatka
Pierwsze rozczarowanie może się pojawić już na etapie wyboru miejsca dla psa. Decyzja o umożliwieniu mu biegania po posesji oznacza zwykle zgodę na „prace ogrodnicze”, od których może być trudno go odwieść.
Zwłaszcza jeśli teren naszej działki ma być całym jego światem… Podział posesji na dwie części – ogród i psią strefę – dodatkowo zmniejszy jego już i tak ograniczoną przestrzeń życiową.
Nie okaże się to dla zwierzęcia dotkliwe, jeżeli jako świadomi właściciele zapewnimy mu normalne psie życie, czyli – tak samo jak osoby trzymające czworonogi w blokach – będziemy go wyprowadzać na spacer trzy razy dziennie.
Niestety nadal pokutuje u nas przekonanie, że pies mieszkający na posesji ma się świetnie i nie potrzebuje żadnych kontaktów ze światem, a już na pewno nie regularnych spacerów.
Niewdzięcznik
Jakże często się słyszy, że „pies nie powinien mieszkać w bloku, jeśli ktoś ma dom z ogrodem, to co innego” albo „zamierzam kupić psa, bo właśnie przeprowadziłem się pod miasto, mam sporą działkęi będzie miał gdzie się wybiegać”.
Czasem wydaje się nam, że podając psu regularnie jedzenie i – ewentualnie – rzucając mu piłkę dwa, trzy razy dziennie zawsze na tym samym przydomowym trawniku, zapewniamy mu godne życie i warunki rozwoju. Jesteśmy dla niego dobrzy, a on ma się odwdzięczyć, bohatersko pilnując naszego dobytku.
Na ogół przebudzenie z tego przyjemnego letargu („no i kto mówił, że posiadanie psa jest kłopotliwe? Nasz Buruś wymaga zajęcia przez kwadrans dziennie – kiedy mu się stawia miskę i kiedy się go zamyka w kojcu”) jest bolesne.
Oto dorastający pies urządza awanturę podczas wizyty czcigodnego wujka. Łapie go za nogawkę, nie daje się od ofiary oderwać, a na koniec gryzie nas w interweniującą rękę. Albo podkopuje się pod ogrodzeniem i urządza eskapady po okolicy połączone z duszeniem kur sąsiada czy obszczekiwaniem przechodniów. Podczas sjesty rodzinnej w ogrodzie skacze na dzieci, drapie je i kradnie im zabawki, potem przewraca grill i porywa jedzenie ze stolika… Niewdzięcznik!
Konsekwencje, czyli pies stróżujący to utopia
Prawda jest taka, że sami się oszukiwaliśmy, a to, co się stało, można było przewidzieć. Psy to zwierzęta stadne – potrzebują towarzystwa innych istot. Psy to zwierzęta współpracujące – potrzebują przewodnika, który im pokaże, jak należy i jak nie wolno postępować. Psy to zwierzęta inteligentne – pragną nowych bodźców i wrażeń. Im mniej ich dostają, tym trudniej będzie im je zaakceptować w przyszłości.
Świat psa ograniczony do tysiąca metrów kwadratowych ogrodu i ciągle tego samego widoku zza ogrodzenia jest po prostu nudny.
Lekarzom weterynarii dobrze znani są czworonożni pacjenci, których niczego się nie uczy i którzy spędzają życie na jednej posesji, a są tam tylko po to, żeby szczekać na „złodziei”. Taki pies stróżujący jest trudny do współpracy nawet dla właściciela.
To tak naprawdę całkiem dzikie zwierzęta. Aby zaszczepić takiego psa, trzeba go odłowić, goniąc po całej działce, bo nikt nie nauczył go przychodzić na wołanie. Właściciele nie są w stanie swojego zwierzaka przytrzymać, w ogóle nad nim nie panują. Czasem muszę takiego delikwenta przytroczyć do płotu i zawiązać mu pysk, dopiero wtedy mogę spróbować podać zastrzyk… – opowiada jeden z weterynarzy.
Pies stróżujący też szkolony
Wniosek jest prosty: pracy przy psie czeka nas tyle samo – jeśli nie więcej – niż gdybyśmy go sobie sprawili do mieszkania w bloku. Dlaczego? Ponieważ w mieście socjalizacja odbywa się mimochodem. Przy wyjściu z kamienicy pies natyka się od razu na inne czworonogi, biegające dzieci, jeżdżące samochody, rowerzystów, reklamy, światła…
Spokojna podmiejska czy wiejska okolica jest większości takich bodźców pozbawiona, a przynajmniej nie występują one w tak dużym natężeniu. Rozsądni właściciele młodych psów specjalnie jeżdżą do miasta, żeby im pokazać nowe zjawiska. Bo pies stróżujący to nie ma być dzikus.
Im więcej ich pies napotka i przekona się, że nie robią mu krzywdy, tym bardziej zrównoważony i spokojniejszy się stanie i tym łatwiej będzie z nim współpracować. Dzięki temu wyprawa do weterynarza nie zmienia się w korridę…
Szkolenie psa podwórzowego powinno wyglądać tak samo jak w wypadku jego miejskich współbraci. On także musi umieć grzecznie chodzić na smyczy, bezwzględnie przychodzić na wołanie – a wszelkie dodatkowe komendy służą pogłębianiu naszej więzi z nim. Więzi, która jest nieodzowna, zwłaszcza gdy pies ma nam służyć jako ochroniarz. Jednak czy w ogóle może spełniać taką funkcję – to rzecz dyskusyjna.
Bat na menela
Skoro psy od wieków były wykorzystywane jako stróże obejść, to wydaje się nam, że doskonale wiemy, jak miałaby wyglądać praca takiego czworonoga w naszym domu. Powinien alarmować nas szczekaniem, gdy w okolicy dzieje się coś podejrzanego. Szczekanie ma też działać odstraszająco na intruzów. A w razie bezpośredniego ataku pies powinien go odeprzeć. Tylko że… taki pies nie istnieje.
Psy szczekają, gdy w okolicy dzieje się coś podejrzanego – o tak! Każdy wie, jak to wygląda. Na większości posesji prawie bez przerwy ujada, miota się lub wyje jakiś czworonóg. Mimo wygłaszanych z namaszczeniem stwierdzeń: „pies jest od tego, żeby szczekał”, coraz częściej takiego ujadającego bez miary męczyduszę traktuje się jako czynnik zakłócający porządek na osiedlu. W wielu krajach zachodnich coś takiego jest nie do pomyślenia.
Zresztą, jaka może być skuteczność psa szczekającego niemal bez ustanku, na widok każdego przechodnia, każdego samochodu, każdego psa za ogrodzeniem?
Poza tym obecność psa w ogrodzie może zniechęcić do wejścia na teren przypadkową osobę; ot, menela liczącego na łatwy łup w postaci opartego o drzwi garażu roweru. Jeśli nasz dom znajdzie się na liście prawdziwych włamywaczy, to oni poradzą sobie z każdym psem, zanim zdecydują się na włamanie…
Zawodnik sumo i patrolowiec
Dzielny, twardy, zdecydowany – takie przymiotniki nasuwają się większości ludzi, gdy myślą o psie stróżującym. Tymczasem te cechy wcale nie muszą być najkorzystniejsze w potocznie rozumianej pracy czworonoga, który w rzeczywistości ma spełniać funkcję dzwonka alarmowego.
Najlepiej sprawdzają się w niej psy niezbyt pewne siebie, a nawet trochę lękliwe. Chętnie zawiadamiają resztę stada o niebezpieczeństwie, podczas gdy zwierzak bardzo pewny siebie większość konfliktów będzie próbował rozwiązać sam.
Skuteczność psów stróżujących albo wręcz obrońców terytorium wzrasta, jeśli jest ich więcej. Jednak coś za coś: kilka czworonogów chroniących posesję oznacza równocześnie nieodzowne zwiększenie kontroli – inaczej będzie trudno nad nimi zapanować. Z zachowaniami stadnymi trudno walczyć…
Psy duże, zrównoważone i o stabilnym charakterze pobudzają się powoli. Sprytni właściciele próbują obejść ten problem, łącząc czworonożnych ochroniarzy w pary: duży i groźny zawodnik sumo i mały, pobudliwy patrolowiec, którego zadaniem jest wychwycenie najlżejszych oznak niebezpieczeństwa i odpowiednie pokierowanie dużym, wolniej myślącym kolegą. Wtedy mamy zestaw – wydawałoby się – idealny. Pies stróżujący i pies… alarmujący psa stróżującego.
Pies stróżujący, ale z zadaniami
Jeśli chcemy poprzestać na jednym psie, musimy jak najlepiej dobrać go do zadań, które ma spełniać. Co to za zadania?
Pies do alarmowania
Jeśli potrzebujemy psa – dzwonka alarmowego, możemy go szukać nawet wśród ras małych, za to o dużym czy wręcz wybujałym temperamencie. Dobre w roli stróżów są małe szpice, a także niewielkie teriery (cairn czy australijski). Niezbyt duże owczarki szetlandzkie albo polskie owczarki nizinne też lubią dawać głos w sytuacjach, które uznają za podejrzane.
Czasem w roli patrolowców sprawdzają się psy, których nikt o to z początku nie podejrzewał – znam brygadę charcików włoskich, które robią imponujący harmider, pilnując niewielkiego ogródka.
Jeśli jednak piesek taki miałby mieszkać głównie na zewnątrz, to oczywiście trzeba szukać zwierzaka o odpowiedniej sierści, wytrzymałego na niekorzystną aurę – odpadają wówczas hałaśliwe, ale krótkowłose pinczery miniaturowe czy psy ras ozdobnych, o długim, delikatnym włosie.
Za to już sznaucer miniaturka może się zaadaptować do polowych warunków, a jego uwagi nie umknie żaden ruch czy hałas. Dobrym „pilnowaczem” jest też jego większy kuzyn – średniak.
Pies do odstraszania hałasem i wyglądem
Rasą, która od razu przychodzi mi do głowy, jest owczarek niemiecki – pies, który kocha chronić swój teren, ma basowy głos, jest dość pobudliwy i czujny. W takiej roli dobrze sprawdzi się także sznaucer olbrzym. Warto przyjrzeć się szwajcarskim rasom – apenzellerowi czy entlebucherowi. No i znakomity jest hovawart.
Wszystkie te psy lubią przebywać z ludźmi i pracować z nimi – warto o tym pamiętać, gdy się na któregoś z nich decydujemy.
Pies o groźnym wyglądzie
Te psy nie pobudzają się niepotrzebnie, nie są przesadnie hałaśliwe, raczej przechodzą do skutecznego działania w razie potrzeby. Pies stróżujący z tej grupy nadaje się tylko dla osób o silnej psychice, odpowiedzialnych, umiejących zabezpieczyć swój teren tak doskonale, żeby nikt nie mógł się na nim znaleźć przez przypadek.
Do takich ras należą rottweilery – psy o silnym instynkcie obrony terenu, na ogół mocne psychicznie i dość dominujące. Można tu też wymienić niektóre molosy, np. cane corso, także te typu górskiego, takie jak pirenejski pies górski czy owczarek środkowoazjatycki.
Spośród owczarków nadaje się do tej roli również nasz rodzimy owczarek podhalański. Na końcu listy znajduje się owczarek kaukaski, dla którego ochrona terenu jest misją życiową.
Dobrze sprawdza się jako stróż obiektów przemysłowych czy dużych posesji, bo jest niezależny, umie działać samodzielnie i nie odczuwa potrzeby bycia maskotką rodziny – co nie znaczy, że nie należy o niego dbać czy go szkolić.
Właścicielu, odpowiadasz za swojego stróża!
Jeśli nasz pies stróżujący kogoś pogryzł z naszej winy (najczęściej chodzi o niedostateczne zabezpieczenie posesji), kodeks cywilny nakazuje nam naprawić wyrządzoną szkodę niezależnie od tego, czy zwierzak był pod naszym nadzorem, czy też uciekł lub się zabłąkał.
Poszkodowany ma prawo zażądać wyłożenia z góry sumy potrzebnej na leczenie, a jeśli został inwalidą i stracił zdolność wykonywania dotychczasowej pracy – również pokrycia kosztów nauki innego zawodu. Jeśli do wypadku doszło poza naszą posesją, sąd może nam nakazać wypłatę odszkodowania z własnej kieszeni, nawet jeśli ubezpieczyliśmy się od odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez psa.
Mity o stróżowaniu
Wokół psów stróżujących wyrosło wiele mitów. Oto niektórych z nich, które potwierdzają tylko to, że idealny stróż… nie istnieje.
Pies wpuszcza intruzów, ale ich nie wypuszcza
To niezgodna z psią naturą opowieść często bezkrytycznie powtarzana przez ludzi. Pies nie jest aktorem, nie potrafi grać. Dąży do jak najszybszego zażegnania niebezpieczeństwa. Z jego punktu widzenia najskuteczniejsze jest działanie polegające na niewpuszczeniu intruza na swoje terytorium. A jeśli już się na nie wdarł, trzeba z nim walczyć, aby jak najszybciej je opuścił.
Być może źródła tej historyjki tkwią w obserwowaniu psów obsesyjnie kontrolujących środowisko – taki zwierzak chodzi krok w krok za gośćmi swojego pana i nieruchomieje, gdy oni nieruchomieją, a kiedy się poruszą, próbuje atakować. Rzeczywiście wygląda to jak próba ich zatrzymania do czasu wzięcia sprawy w swoje ręce przez właściciela…
Pies odróżnia niebezpieczeństwo od sytuacji tylko pozornie groźnej
Wiara w ten mit leży u podstaw większości pogryzień. Za bardzo ufamy naszym psom, dlatego często atakują w irracjonalnych – jak się nam potem zdaje – sytuacjach albo napadają osoby, które są im znane.
Pies to zwierzę, zatem im więcej narzucamy wyjątków od reguły, którą dyktuje mu instynkt („atakuj każdego, kto znajdzie się na twoim terenie”), tym mniejsze mamy szanse na to, że je bezbłędnie zrozumie i będzie umiał wcielić w życie.
Biedny psiak ma wiele okazji do pomyłek i będzie je popełniał, jeśli pozostawimy mu możliwość samodzielnego podejmowania decyzji.
Pies nie zaatakuje dziecka
Może zaatakować, zwłaszcza jeśli postrzega je jako osobnika słabszego. Pies świetnie ocenia swoje szanse na zwycięstwo. Dlatego często gryzą psy strachliwe czy miękkie – byleby ofiara wydała im się możliwa do pokonania.
Ofiara pogryzienia jest sama sobie winna – na pewno psa prowokowała
Ofiary pogryzień najczęściej mają pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Mało ma to wspólnego z prowokacją, więcej z brakiem wyobraźni nas, właścicieli psów trzymanych w ogrodach bez nadzoru i przy słabych zabezpieczeniach.
Dodaj komentarz